Forum www.everlund.fora.pl
Internetowa gra tekstowa w świecie Forgotten Realms
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zgłoszenia

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.everlund.fora.pl Strona Główna -> Zgłoszenia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Paulo
Mistrz Gry



Dołączył: 11 Paź 2009
Posty: 364
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Nie 19:30, 11 Paź 2009    Temat postu: Zgłoszenia

W tym temacie prosimy umieszczać swoje zgłoszenia.

Wzór zgłoszenia

Imię:Nie może to być imię znanej, istniejącej postaci. NIE dla Aragornów, Geraltów, Drizztów, Wędrowyczów i innych Boromirów.
Rasa:
Klasa:
Wiek:
Wyznanie:
Pochodzenie:
Ekwipunek:

-jedna dowolna broń lub magiczna różdżka (dowolny czar dostępny postaci 0. Lub 1. Poziomu ładunków 10/dzień)
-jeden pancerz (lekki lub średni) lub dodatkowe 15sz
-0-3 drobnych przedmiotów
-sakiewka z 10sz
Historia postaci na podstawie której zostanie przyznany
jeden dodatkowy atut i umiejętność.


Przykładowe zgłoszenie:

Imię: Dorin
Rasa: Krasnolud
Klasa: Łowca
Wiek: 102 lata
Wyznanie: Mielikki
Pochodzenie: Cytadela Adbar


Ekwipunek:
-ubranie, szary płaszcz z kapturem, dębowa fajka
-krasnoludzka kusza + 20 bełtów
-koszulka kolcza
-sakiewka z 10sz

Historia:

Zapadał zmierzch. Ptaki szykowały się do snu. Wilki wychodziły na łowy.
Dorin siedział na kocu obok ogniska. Rozmyślał...

On i jego kompania już od ponad tygodnia tropiła grupę orków i innych niegodziwych stworzeń, które z niewiadomego powodu pojawiły się w okolicy i napadały na okoliczne wioski. Po kilkunastu dniach wreszcie zbliżyli się do swojego celu i szykowali się do ataku. Dorin pogładził swoją kuszę i uśmiechnął się do siebie. Jak każdy krasnolud potrafił walczyć toporem i był w tym całkiem niezły, ale zawsze wolał rozwiązywać swoje sprawy na odległość. Bełt z kuszy potrafił rozwiązać większość spraw.

Dorin wyciągnął fajkę i po chwili zaczął puszczać kółka z dymu. Wspominał...

Żył w Cytadeli Adbar wiele lat. Spędził tam swoje dzieciństwo i młodość. Nie był jednak typowym przedstawicielem swojej rasy - nigdy nie pociągała go praca w kopalni czy w kuźni. Za to od zawsze fascynowały go wszelakie mechanizmy, maszyny - te potężne machiny oblężnicze potrafiące skruszyć mury najpotężniejszej fortecy, a także ich mniejsi kuzyni jak kusze czy arbalety o ogromnej sile przebicia. To jest przyszłość technologii wojskowej! Dorin uczył się u krasnoludzkich inżynierów pracując głównie przy produkcji i naprawie kusz.
Dlatego też tak dobrze poznał i pokochał tę broń. Uczył się również strzelectwa i odbył obowiązkową służbę wojskową, dzięki czemu potrafił się nią biegle posługiwać. Miał przed sobą całkiem nieźle prezentującą się karierę, więc wszystkich zdziwiło jego odejście. W pewnym momencie odezwały się geny po jakimś przodku prowadzącym awanturniczy tryb życia i widać chęć przeżycia przygód wzięła górę nad rozsądkiem. Ruszył w świat z bandą podobnych jemu młodzików. Wspólnie marzyli nad bogactwami które zdobędą wędrując po świecie. Ach! Złoto! Jego jedyna słabość... Po niecałym roku kompania rozpadała się, gdyż każdy z członków miał inną wizję przyszłości... Mimo to Dorin zdobył trochę pieniędzy, ekwipunku i co najważniejsze doświadczenia.
Kontynuował wędrówkę. Po pewnym czasie poznał kilku innych krasnoludów, którzy znajdowali się w podobnym położeniu jak on - z kończącą się gotówką i wielkimi planami na przyszłość... Stworzyli niewielką, ale zgraną drużynę złożoną z samych żądnych wrażeń krasnoludzkich poszukiwaczy przygód.
Z biegiem czasu ich kompania nieco się powiększyła, a przyjaźń wzmocniła.

- Dorin! - głos jednego z kompanów przerwał mu rozmyślania - twoja kolej!
- Juuuuż? Dooobra idę... - mruknął
Krasnolud wstał ze swego 'wygodnego' (jak na obozowe standardy) legowiska, podrapał się po rzyci i zmienił towarzysza na stanowisku...
Dorin oparł się o pień wielkiego dębu rosnącego na skraju obozowiska i wpatrzył się w las... Noc była cicha i spokojna... Nic nie zapowiadało nadchodzących wydarzeń...
Wojownik odłożył kuszę i oparł ją o drzewo. Poprawił topór przy pasku. Patrzył w dal...

Nagle coś poruszyło się w krzakach. Dorin odłożył fajkę i sięgnął po kuszę patrząc w ciemność. Z pobliskich krzaków wyleciał jakiś ptak drąc się wniebogłosy i budząc wszystkich krasnoludów. Z chaszczów nieopodal dobiegły przekleństwa i po chwili na polanę wyskoczyło kilkunastu orków wyjąc dziko. Cóż, skryte podejście nie było mocną stroną tej rasy.
Dorin już w pełni przygotowany podniósł kuszę, przymierzył i wystrzelił prosto między oczy najbliższego. Reszta drużyny już trzymała swoją broń i uformowała się w defensywny krąg. Błysnęły topory, brzęknęły kusze.
Dorin rozejrzał się i zobaczył że biegnie na niego dwóch innych orków. Przeładował broń najszybciej jak potrafił i wystrzelił. Nie miał czasu aby precyzyjnie wymierzyć i trafił orka w brzuch. Przeciwnik padł na ziemię kuląc się z bólu. Drugi był już kilka metrów od krasnoluda. Nie widząc szans na strzał. Dorin zrobił krok do przodu i zdzielił stwora opancerzoną pięścią prosto w twarz. Nie będąc pewny czy to wystarczy poprawił rękojeścią kuszy.
Wielu orków padło pod ciosami brodaczy jednak na miejsce jednego trupa pojawiało się dwóch następnych.
- cholera - krzyknął jeden z krasnoludów tnąc toporem - miała być mała banda orków! Mała banda! - jego słowa zagłuszyło wycie dobiegające z całkiem bliska.
W pewnym momencie Dorina uderzyło coś z wielką siłą w głowę. Zdążył tylko zaobserwować jak jakiś wielki stwór przeskakuje nad nim i ogarnęła go ciemność...

***

Krasnolud obudził się z ogromnym bólem głowy... Ale żył! Leżał wciąż na polance wśród trupów. Skoro był sam, to znaczy że jego towarzysze... Uciekli? Zostawili go? Nie, nie możliwe! Rozejrzał się dookoła. Orkowie musieli bardzo się spieszyć skoro nie ograbili trupów swoich pobratymców i nie dobili Dorina. Krasnolud wstał i podszedł kawałek do przodu lekko kuśtykając. Czegoś mu brakowało... Poklepał się po boku... Nie było jego topora! Zawył dziko i zaczął rozpaczliwie przeszukiwać otoczenie. W błocie zmieszanym z krwią znalazł jedynie swoją sakiewkę z paroma drobnymi rzeczami.
-Jednak jakiś plugawy ork miał chwilę by zabrać najcenniejsze przemioty... - warknął - niech ja dorwę tego skur... - spojrzał na kuszę i uspokoił się nieco widząc że nic się jej nie stało.
Krasnolud westchnął ciężko, przewiesił kuszę przez ramię i wpakował wszystko co mogło mieć jakąś wartość do plecaka.
-Gdzie teraz? - mruknął - muszę wyjść z tego cholernego lasu... - a potem... a potem się zobaczy.



(w tym miejscu do akcji wkracza MG który przyznaje postaci umiejętności i atuty na podstawie podania)

Umiejętności:

Wytrzymałość 1 lvl; (bonus rasowy)
Używanie broni prostych; (umiejętność klasowa)
Używanie broni żołnierskich; (umiejętność klasowa)
Specjalizacja w kuszach 1 lvl; (umiejętność klasowa, na podstawie podania)
Specjalizacja w walce toporem 1 lvl; (dodatkowa umiejętność na podstawie podania)
Rzucanie zaklęć objawień; (umiejętność klasowa)
0. poziom magii objawień; (umiejętność klasowa)
Znane czary:
Długi krok: Zwiększa twoją szybkość;
Skok: Podmiot otrzymuje premię do testów Skakania;
Wykrycie trucizny: Wykrywa truciznę w jednej istocie lub przedmiocie.

Infrawizja (zdolnośc rasowa)

Atuty:

Celne oko; (atut na podstawie podania)
Obieżyświat. (atut na podstawie podania)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Paulo dnia Pon 17:52, 19 Paź 2009, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Sepiky
Mistrz Gry



Dołączył: 11 Paź 2009
Posty: 289
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z nienacka

PostWysłany: Nie 18:27, 18 Paź 2009    Temat postu: Shaven

Imię: Shaven
Rasa: Człowiek
Wiek: 25 lat
Klasa: Łotrzyk
Wyznanie: Maska
Pochodzenie: Waterdeep
Ekwipunek:
- dwa stalowe sztylety, jeden ukryty w rękawie, drugi w bucie;
- lekka, elastyczna zbroja skórzana;
- szare (kiedyś prawdopodobnie czarne, jednak wraz z czasem straciły swój odcień) szaty zakrywające zbroję;
- kilka niewielkich toreb przy pasie zawierających drobne przedmioty;
- niewielka fiolka z trucizną do nasączenia broni.
- sakiewka z 10sz

Historia:
Od samego początku był nikim, cieniem prawdziwego człowieka. Nie wiele pamięta ze swojej przeszłości. Może nie chce pamiętać. Mieszkał w Waterdeep – mieście, o którym każdy musiał kiedyś słyszeć. Wiadomo, że obracał się w nieciekawym towarzystwie – złodzieje, bandyci, rabusie. To dzięki nim od najmłodszych lat nauczył się poruszać niepostrzeżenie. Niknął w cieniu, wspinał się po dachach. Planował kraść, aby przeżyć – tak, jak jego towarzysze. Jednak los zdecydował inaczej.
Kiedy pierwszy raz zaproponowano mu obrobić dom jednego z kupców, był z siebie dumny. To właśnie on został wybrany, to dzięki jego ciężko trenowanym umiejętnościom dali mu tą szansę. Nie mógł jej zmarnować. Dostał nawet swoją pierwszą broń – niewielki miedziany sztylet. Musiało się udać
Wszystko szło zgodnie z planem. Ten głupi, tłusty bogacz spał w najlepsze nie zdając sobie z niczego sprawy. W pewnym momencie jeden z pozostałej trójki włamywaczy zawadził ręką o wazon. Nocną ciszę przerwał dźwięk tłuczonego szkła. Wszyscy zamarli. Nagle usłyszeli wrzask. To kupiec zaczął się wydzierać. Shaven błyskawicznie doskoczył do niego. Przez chwilę wpatrywał się w jego przerażone oczy. Zanurzył sztylet w jego brzuchu. Powtórzył to. I jeszcze raz, i znowu, aż całe łóżko przesiąkło od krwi. Odwrócił się. Jego towarzysze wpatrywali się w niego z przerażeniem. Po chwili usłyszeli tupanie na dole.
Kiedy służący wpadli do pomieszczenia, nie zastali w nim nikogo. Brakowało kilku cennych przedmiotów, ale nie to było najgorsze. Na łóżku spoczywały zmasakrowane zwłoki ich pana.
Od tej pory Shaven stał się samotnikiem. Stracił dawnych towarzyszy, nikt nie chciał się z nim zadawać. Bali się go. W końcu przyzwyczaił się do tego. Jednak każdy musiał z czegoś żyć. Wiedział, że pozostało mu tylko jedno. Zabijanie…
To miała być kolejna zwyczajna robota. Pozbyć się jednego z kapitanów straży miejskiej. Swoim zachowaniem podpadł jednemu z zamożniejszych kupców. Szczerze mówiąc, Shavena w ogóle to nie obchodziło. Wszystko miało odbyć się po cichu i tylko to się liczyło.
Kiedy dotarł na miejsce, wszystko było w porządku. W tawernie słychać było śmiechy i krzyki. Nic nadzwyczajnego w środku nocy. Po kilkunastu minutach zgodnie z informacjami od informatora grupka osób wyszła z budynku i skierowała się w stronę portu. Razem z nimi podążał jego cel. Na pierwszy rzut oka widać było, że wszyscy są nieco podpici. Powoli zaczął podążać za nimi. Wtapiał się w cień. Nikt nie mógł go zauważyć. Nagle strażnicy skręcili w boczną uliczkę. Wydało mu się to lekko podejrzane, gdyż zboczyli z drogi, jednak zadanie to zadanie i nie ma co wybrzydzać. Gdy zajrzał do alejki, uspokoił się od razu. Mężczyźni najzwyczajniej w świecie zatrzymali się, aby załatwić swoje potrzeby.
To będzie łatwe – pomyślał. Zakradł się po cichu. Jego cel stał kilka metrów przed nim. Wyciągnął sztylet i już szykował się do wykonania roboty, kiedy nagle z tyłu usłyszał śmiech. Odwrócił się gwałtownie. Widok stanowczo nie przypadł mu do gustu. Wyjście blokowało kilkunastu ludzi.
- Proszę, proszę. Nasz słynny, nieuchwytny zabójca. W końcu wpadłeś! – krzyknął mężczyzna stojący na samym końcu i ponownie wybuchnął śmiechem, jednak po chwili gwałtownie spochmurniał. Shaven rozpoznał w nim swojego zleceniodawcę – Nie jesteś jednak taki sprytny. Nie skojarzyłeś sobie, że twoja ostatnia ofiara była moim bratem! Teraz za to zapłacisz! – Ryknął i dał znać swoim najemnikom.
Nie było za ciekawie. Strażnicy z tyłu nie wyglądali już na takich pijanych. Jak mógł tego nie zauważyć. Shaven zaklął w duchu i rozejrzał się ponownie. Nie miał żadnych szans w bezpośrednim starciu. Było ich za dużo. Nagle jego uwagę przykuł budynek po lewej. Przy oknach znajdowały się drewniane kołki, prawdopodobnie przeznaczone na mokre ubrania. Gdyby tylko udało mu się doskoczyć, wspiął by się na dach i zniknął w cieniu nocy. Nie było czasu na rozważania. Błyskawicznie doskoczył do ściany, wybił się i chwycił kołek. Zaczął się podciągać. Poczuł bolesne ukłucie w boku. To jeden z nadbiegających najemników drasnął go mieczem. Rana nie była jednak poważna. Udało mu się wdrapać na dach. Wciąż żyję – pomyślał. Z dołu usłyszał obelgi.
- Dorwiemy cię, ty podły… - Reszty nie dosłyszał. Nie obchodziło go to. Od razu zdał sobie sprawę, że nie może tutaj dłużej zostać. Musi się wynieść.
Jeszcze tej samej nocy galopował traktem na skradzionym rumaku. Nie zdołał zabrać wszystkich swoich rzeczy, chociaż nie było tego dużo. Jedzenia starczyć mu mogło maksymalnie na kilka dni drogi. Jednak wiedział, że musi sobie jakoś poradzić. Za cel swojej wędrówki wybrał sobie Srebrne Marchie – miejsce, w którym łatwo będzie wtopić się w tłum i zacząć wszystko od nowa.
Przez większość czasu wszystko szło całkiem nieźle. Okradał podróżnych pod osłoną nocy. Dwa razy musiał zabić. Jednak kilka dni drogi przed Silverymoon sprawy skomplikowały się nieco. Przejeżdżał w nocy przez wąski most. Idealne miejsce na pułapkę. Niczego nie przeczuwał. Niespodziewanie usłyszał świst i strzała wbiła się w bok konia, kilka centymetrów od jego nogi. Przerażony wierzchowiec zrzucił go na ziemię. Natychmiast się przeturlał, aby nie zginąć od kopyt rozszalałego zwierzęcia. Wiedział, że nie może walczyć w takim miejscu. Na jego wybór wpływ miały także zbliżające się głosy. Wskoczył do rzeki i zaczął oddalać się od tego miejsca. Całe szczęście rzeka nie była bardzo głęboka, a nurt silny. Natychmiast się wynurzył i pobiegł do lasu mając nadzieję, że bandyci nie zauważyli, w którą stronę się udał. Po długiej i wyczerpującej ucieczce zdał sobie sprawę, że nikt go nie goni. Wciąż żyję – pomyślał, jak to miał w swoim zwyczaju.
Następnego ranka udało mu się wrócić na trakt. Miał szczęście. Po dwóch dniach wędrówki w oddali zauważył mury jakiegoś miasta. Jak później się okazało, było to Everlund. Shaven nie planował zostać tam długo. Chciał dotrzeć co Silverymoon. Jednak po kilku dniach zmienił zdanie. Spodobało mu się tam. Ponownie stał się nikim, cieniem prawdziwego człowieka. Kimś, kto idealnie nadaje się na zabójcę.




Umiejętności:

Zwinność 2 lvl;
Bystrość 1 lvl;
Używanie broni prostych;
Specjalizacja w walce sztyletami 1 lvl;
Specjalizacja w walce mieczem 1 lvl.

Atuty:

Ogromna zręczność;
Szybka Reakcja.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sepiky dnia Nie 20:54, 18 Paź 2009, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Pazdzioch




Dołączył: 19 Paź 2009
Posty: 279
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:24, 19 Paź 2009    Temat postu:

Imię:Kolthar
Rasa:Półork
Klasa: Wojownik
Wiek:22
Wyznanie:Gruumsh
Pochodzenie:Calimshan
Ekwipunek:
-miecz dwuręczny, żelazny
-pełna kolczuga, ubranie wieśniaka
-nóż myśliwski, mała torba przy pasie, srebrny medalion w kształcie kropli krwi.
-sakiewka z 10sz
Historia postaci:
Kolthar,jako małe dziecko został zabrany ze swojego plemienia w Calimshanie i sprzedany w Calimport'cie pewnemu kowalowi.
Przez lata, półork był jego sługą, jak się później okazało , utalentowanym w kowalskim fachu.
Pewnego dnia , Kolthar znalazł swoje stare rzeczy , wrzucone do starej skrzyni , na strychu kuźni.
Zaprzysiągł , ze niedługo, ucieknie z miasta, przed tym zabijając swojego pana.
Potajemnie wykuł dla siebie dwuręczny miecz i pewnej nocy, gdy w pobliskiej karczmie zatrzymał się wędrowny cyrk, wyszedł z kowalem do tegoż zajazdu i w ciemnej uliczce ściął go o głowę.
Gdy ów cyrk wyjeżdżał z miasta, wskoczył na ich wóz przykryty płachtą i czekał, gdzie go znowu los zawiezie.
W nocy ,gdy wszyscy spali zbierał jedzenie, którego nie zjedli cyrkowcy i pożywiał się w ciszy.
Po wielu tyg. dojechał do Everlund, gdzie miał nadzieję , trafić na wiele przygód.


Siła 1 lvl;
Sztuka przetrwania 1 lvl;
Używanie broni prostych;
Używanie broni żołnierskich;
Specjalizacja w walce mieczem dwuręcznym 2 lvl;
Siła ponad rozum;
Szał bojowy;


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pazdzioch dnia Pon 20:03, 19 Paź 2009, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Sliver




Dołączył: 19 Paź 2009
Posty: 116
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:29, 21 Paź 2009    Temat postu:

Imię: Kenneth
Rasa: Człowiek
Klasa: Czarodziej
Wiek: 28
Wyznanie: Mystra
Pochodzenie: Neverwinter
Ekwipunek:
-Nóż rytualny pokryty ozdobnymi runami
-Zwykła szata maga
-Pas przy którym znajdują się małe sakiewki na różnorakie magiczne ingrediencje
-Dodatkowa sakiewka z 10 sztukami złota,
Historia postaci:
Narodziłem się w mieście bardzo sławnym swoich czasów, już od pierwszych dni wykazywałem wielkie zdolności magiczne. Dlatego też rodzice oddali mnie pod opiekę tamtejszej gildii magów. Po ukończeniu nauki wyruszyłem w podróż poszukując doświadczenia, pieniędzy i innych podobnych dupereli. Na swej drodze spotkałem Everlund i postanowiłem się tu zatrzymać na jakiś czas, myśląc że może znajdę wszystko to czego szukam, a może nawet więcej...


Umiejętności:

Intelekt 1 lvl;
Charyzma 1 lvl;
używanie broni prostych;
rzucanie zaklęć wtajemniczeń;
1. poziom magii wtajemniczeń;
0-poziomowe zaklęcia maga (sztuczki)
Otumanienie: Humanoidalna istota traci następną akcję. (łatwo odeprzeć)
Odczytanie magii: Pozwala odczytywać zwoje i księgi zaklęć.
Wiadomość: Rozmowa szeptem na odległość.
Dłoń maga: Telekineza na 2,5 kg.
Naprawa: Dokonuje drobnych napraw przedmiotu.
Wykrycie trucizny: Wykrywa truciznę w jednej istocie lub przedmiocie.
Wykrycie magii: Wykrywa czary i magiczne przedmioty w zasięgu 18 m.
Mistyczny znak: Umożliwia zapisanie prywatnej runy (widocznej lub nie).
Raca: Istota pada ofiarą krótkotrwałego oślepienia
Światło: Przedmiot rozświetla się niczym pochodnia.
Wybuch kwasu: Kula zadająca drobne obrażenia od kwasu.
Promień mrozu: Promień zadający drobne obrażenia od zimna.
1-poziomowe zaklęcia maga
Zbroja maga: Zapewnia podmiotowi premię z pancerza.
Magiczny pocisk: zadaje średnie obrażenia magiczne.
Przyzwanie istoty I: Sprowadza istotę, by za ciebie walczyła.


Atuty:
Rozum ponad siłę;


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sliver dnia Śro 16:29, 21 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Dremor
quasi Mistrz Gry



Dołączył: 18 Paź 2009
Posty: 290
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:22, 23 Paź 2009    Temat postu:

Imię: Gravien
Rasa: człowiek
Wiek: nieokreślony
Klasa: druid
Wyznanie: Silvanus
Pochodzenie: Srebrne Marchie
Ekwipunek:
- dębowy kostur
- strój druida
- torba z ziołami leczniczymi i trudno dostępnymi lekarstwami
- sakiewka z 10sz

Historia:
Tam w dole ciągnie się droga. Teraz już mogę ją dostrzec. Wlecze się po niej mały wóz kupiecki. Siedzi na nim dwóch dorosłych mężczyzn i chłopiec. Wiozą zapewne jakieś towary do Everlund. Wyglądają na zamożnych, ale nigdzie nie widzę orszaku strażników? Czy ci ludzie są na tyle nieodpowiedzialni, że nie wykupili ochrony? Te trakty są niebezpieczne. Nieraz widziałem jak orkowie napadali na liczebne patrole strażników właśnie na tej drodze. W pobliskich lasach grasują szajki bandytów. Ci podróżnicy chyba nie są świadomi niebezpieczeństwa. Coś się dzieje! Widzę jakiś ruch! Ludzie na koniach okrążają wóz kupiecki. Jest ich około dziesięciu. Wygląda na to, że są uzbrojeni. Wóz zatrzymuje się. Zaraz podróżnicy będą zmuszeni pozbyć się tego co wiozą. Mężczyzna w podeszłym wieku schodzi z wozu. Powoli zbliża się do najbliższego najeźdźcy. Mówi coś. Towarzysze nie reagują. Teraz widzę, że ma w ręku jakiś błyszczący przedmiot. To sztylet! Zapewne zaraz wykona szybkie pchnięcie w kierunku przeciwnika i rozpocznie się walka... Staruszek pada na ziemię martwy. Chyba jeden z napastników zbyt pośpieszył się z oddaniem strzału z łuku prosto w kark mężczyzny.

***

Zapowiadał się przepiękny dzień. Allyan Grave wraz z synem i bratem byli w drodze z Silverymoon do Everlund. Podróżowali wozem kupieckim, który udało im się wypożyczyć w mieście. Starali się dotrzeć do niedaleko położonego miasta jak najszybciej, toteż wybrali najkrótszą drogę, która nie była zbyt często uczęszczana ze względu na pogłoski o strzegących jej gigantach. Młody Dave leżał na miękkim posłaniu i wpatrywał się w bezchmurne niebo. W myślach planował co będzie robić cały dzień w tak nudnym mieście jak Everlund. Jego ojciec w tym czasie sprzeczał się z bratem, gdyż mieli całkiem inną opinię na temat straży miejskiej w Marchiach. Tak mijała chłopcu cała podróż. Szukał na niebie czegoś ciekawego, ale prócz nielicznych obłoków udało mu się dostrzec tylko jednego ptaka lecącego bardzo wysoko. Jako że nie miał nic do roboty wpatrywał się w mały czarny punkcik licząc, że będzie w stanie określić coś więcej na jego temat. Nagle wóz nieoczekiwanie zatrzymał się. Młodzieniec wstał, by zobaczyć co się dzieje. Podróżnicy byli otoczeni przez bandytów. Po chwili odezwał się głos:
- Dokąd to się wybieracie przyjaciele? - pytanie dobiegło z ust najbliższego najeźdźcy.
- Do Everlund Panie! - krzyknął przerażony Ilian zanim jego brat zdążył przemówić. Wokół wybuchły śmiechy. Bandyci zapewne byli bardzo podnieceni, że zaraz się wzbogacą. Poirytowany Allyan powolnym krokiem zszedł z wozu. Mimo sędziwych lat był bardzo zręczny
i umiał zachować zimną krew.
- Lepiej byłoby dla was gdybyście zostawili nas w spokoju. - powiedział pewnym głosem. Wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem, lecz w tym samym momencie strzała wystrzelona przez jednego z bandytów przebiła mu kark. Mężczyzna upadł na ziemię, a Dave krzyknął z przerażenia.
Ilian opuścił głowę i zamknął oczy. Był bardzo przywiązany do starszego brata i pod wieloma względami był do niego podobny. Najeźdźcy zaczęli przeszukiwać wóz. Ich przywódca splunął na zwłoki starca i odwrócił się do swoich towarzyszy. Napad był z pewnością udany, gdyż szajka znalazła wiele cennych przedmiotów w kufrach przy których spoczywał poprzednio młody Dave. Chłopiec leżał z zamkniętymi oczami i modlił się, by to wszystko się skończyło. Prosił o pomoc wszystkie bóstwa jakie znał. Chciał, żeby jakikolwiek boski posłaniec usłuchał jego wezwania i zabrał go z powrotem do Silverymoon. Modlitwę przerwała mu przepiękna muzyka. W pierwszej chwili myślał, że to tylko urojenia, ale dla pewności wstał i skierował wzrok przed siebie. Na środku wąskiej drogi stał młody mężczyzna odziany w zielony płaszcz. Miał ciemne włosy, smukłą twarz i spiczasty nos. Grał przepiękną melodie na instrumencie przypominającym flet. Muzyka była bardzo ciepła i spokojna, a zasłuchani ludzie nie wiedzieli co się wokół nich dzieje. Druid wykorzystał chwilę, przestał grać i sięgnął po drewniany drąg. Z niewiarygodną szybkością podbiegł do dowódcy bandytów, który jako jedyny nie dał się zwieść muzyce i dobył miecza. Od razu widać było, że obaj byli świetnie wyszkoleni w walce. Doskonale przewidywali następny atak swojego przeciwnika skutecznie go blokując. Ten pojedynek mógłby trwać w nieskończoność. W końcu niektórzy bandyci odzyskali świadomość, ale zanim zdążyli cokolwiek zrobić druid uniósł kostur do góry po czym uderzył nim o ziemię oraz z zamkniętymi oczami wypowiedział kilka słów w języku, którego nikt nie był w stanie zrozumieć. Przywódca bandytów wykorzystał to i trafił rywala w ramię. Gdy druid otworzył oczy, z grząskiej gleby zaczęły wydostawać się grube korzenie, które z łatwością oplątywały nogi bandytów. Dowódca zajęty walką tylko zerknął na swoich kompanów, którzy na darmo starali się ruszyć z miejsc. W końcu korzenie dopadły też jego. Gdy wszyscy bandyci byli unieruchomieni, z lasu zleciały się ptaki wyglądem podobne do orłów, ale o wiele większe. Było ich kilkanaście. Bezradni ludzie nie byli w stanie osłonić swych twarzy przed szponami drapieżników. Rozległy się krzyki. Dave nie mógł znieść tego okropnego widoku i zamknął oczy. Wtedy głosy ucichły. Chłopiec poczuł się senny i głowa mimowolnie upadła mu na posłanie.

Młody Dave obudził się w lecznicy Everlund. Miał w kieszeni kartkę zapisaną bardzo nieczytelnym pismem. Treść notatki głosiła: "Przepraszam, że cię uśpiłem, ale widok który musiał byś znosić byłby zbyt brutalny dla twoich oczu. Niebawem zobaczysz się z ojcem, jego stan jest ciężki ale myślę, że uda mi się mu pomóc. Zapewne za dwa dni zawitam w Everlund, tam gdzie się teraz znajdujesz i będziesz mógł wrócić do swojej rodziny. Tymczasem wypoczywaj i wypatruj orłów, Gravien."


Umiejętności:

Sztuka przetrwania 1 lvl;
Bystrość 1 lvl;
Używanie broni prostych;
Specjalizacja w walce kosturem 1 lvl;
Rzucanie zaklęć objawień 1 lvl.
0-poziomowe zaklęcia druida (litanie)
Leczenie drobnych ran: Leczy drobne rany.
Naprawa: Dokonuje drobnych napraw przedmiotu.
Odczytanie magii: Pozwala odczytywać zwoje i księgi zaklęć.
Poznanie kierunku: Ustalasz, w jakim kierunku leży północ.
Raca: Istota pada ofiarą krótkotrwałego oślepienia
Światło: Przedmiot rozświetla się niczym pochodnia.
Wykrycie magii: Wykrywa czary i przedmioty magiczne w zasięgu 18 m.
Wykrycie trucizny: Wykrywa truciznę w jednej istocie lub przedmiocie.
1-poziomowe zaklęcia druida
Magiczny kostur: Pałka lub drąg staje się na kilka minut magiczną bronią.
Oplątanie: Rośliny oplątują wszystkich w promieniu 12 m.
Przyzwanie sojusznika natury I: Sprowadza istotę, by za ciebie walczyła.


Atuty:

Obieżyświat;
Magia w walce;
Zmiennokształtność (orzeł);

Przy okazji informacja dla wszystkich postaci czarujących. To że przykładowo Gravien zna tylko 3 czary z 1. poziomu, nie znaczy że innych nie może próbować rzucać. Po prostu te 3 czary ma doskonale opanowane i praktycznie zawsze mu wychodzą z najlepszym możliwym efektem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dremor dnia Pią 21:24, 23 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
procesorek




Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 216
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z domu

PostWysłany: Pią 22:37, 23 Paź 2009    Temat postu:

Imię:Slador Stamp
Rasa:Człowiek
Klasa:wojownik(rycerz)
Wiek:31
Wyznanie:Brak
Pochodzenie:Silvermoon
Ekwipunek:
-pięknie zdobiony elfickimi runami miecz rodowy
-koszula kolcza
-czarny wełniany płaszcz, stalowe insygnia rodowe(pierścień), nóż
-sakiewka z 10sz
Historia: Urodziłem się w pięknym i spokojnym Silvermoon. Jestem potomkiem sławnego rodu Stampów. Od dzieciństwa wykazywałem niesamowity talent do walki broniami tnącymi. Gdy miałem 14 lat wygrałem "Turniej walki mieczami Paniczów Silvermoon". Moja kariera fechmistrza właśnie wtedy się rozpoczęła. Brałem nauki u najlepszych wojowników Silvermoon. wszystko było by pięknie gdyby nie zamach na nasz rod podczas jednego z polowań. O jak dobrze że nie wziąłem w nim udziału. Cały mój ród został wybity z wyjątkiem mnie i mojego brata Govina któremu podobno udało się uciec. Wiedziałem, że nie mogę zostać w Silvermoon, bo w takim wypadku dopadną mnie zabójcy moich rodziców. Postanowiłem wyruszyć w świat zdobywać doświadczenie, chwałę oraz po to by odnaleźć swojego brata. Po drodze od leśnika dowiedziałem się, że mój brat prawdopodobnie wyruszył do Everlundu bo tam wiodły jego ślady. Szybko się spakowałem i ruszyłem do Everlundu. Niestety na miejscu okazało się, że mój brat nie żyje, tak samo jak i jego zabójcy. Govin nie był byle kim. Był 3 czarodziejem w kolejce do miejsca głównego maga w Silvermoon. Niestety umarł śmiercią chwalebną. Postanowiłem pomścić go i znaleźć zleceniodawców, lecz... Everlund było tak interesującym miejscem że postanowiłem odłożyć zemstę na przyszłość...

Umiejętności:

Siła 1 lvl;
Wytrzymałość 1 lvl;
Używanie broni prostych;
Używanie broni żołnierskich;
Specjalizacja w walce mieczem 2 lvl;

Atuty:

Fechmistrz;
Urodzony dyplomata.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Jadegarad




Dołączył: 18 Paź 2009
Posty: 135
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom

PostWysłany: Sob 15:53, 24 Paź 2009    Temat postu:

Imię: Jarad
Rasa: Człowiek
Klasa: Wojownik
Wiek: 43 lata
Wyznanie: Tyr
Pochodzenie: Silverymoon
Ekwipunek:
-Miecz dwuostrzowy, Kusza samopowtarzalna
-Zbroja pełna płytowa
-Worek, Pochodnia, Lina
-sakiewka z 10sz

Historia:

Zapadł zmierzch. Jarad udał się w podróż mającą na celu zdobycie doświadczenia. Sam nie wiedział, gdzie zmierza. Szedł ścieżką przez las. Było ciemno, więc widoczność była ograniczona. Szedł wolnym krokiem. Nagle wdepnął w gałęzie, które narobiły dużo hałasu.

-Cholera! Jaki dureń położył na środku drogi tyle suchych gałęzi. - Odrzekł zbulwersowany Jarad...

Po chwili usłyszał jakiś szelest w krzakach.

-Kto tam jest? Wyjdź, albo pożałujesz, że się urodziłeś! - Krzyknął wojownik.
-Czy na pewno mówisz do mnie? - Powiedział wysoki elf wychodząc z krzaków trzymając długi łuk w lewej ręce.
-A do kogo innego? Widzisz tutaj kogoś jeszcze? - Spytał Jarad.
-Co tutaj robisz? Kim jesteś? To jest mój dom! Opuść to miejsce, jeśli Ci życie miłe. - Odrzekł elf.
-Jestem Jarad. Dwadzieścia lat uczyłem się w akademii Silverymoon i myślę, że efekty mojej pracy są zadowalające. Jeśli chcesz mnie wyzwać na pojedynek strzelecki, mów śmiało. Znajomość posługiwania się kuszą nie jest mi obca. Uczył mnie Tharian - najlepszy nauczyciel jakiego do tej pory spotkałem. W silverymoon już nie ma przeciwników godnych mnie i nauczycieli, którzy mogą mnie czegoś więcej nauczyć. Jeżeli przeszkadzam Ci Elfie to odejdę... - Stwierdził z wielką dumą.
-Zaczekaj! Jeżeli pójdziesz dalej tą drogą dojdziesz do Everlund, gdzie możesz otrzymać zadania, którym nie podołasz. Czy na pewno tego chcesz?
Jarad nie odpowiedział elfowi, westchnął tylko i poszedł drogą prowadzącą do Everlund. *Może w tym mieście, o którym mówił ten dziwny elf dowiem się czegoś więcej o walce niż w Silverymoon* pomyślał.

Nastał świt. Po kilku godzinach Jarad doszedł do Everlund.
*To chyba to miasto. Zamieszkam w nim kilka dni, a może nawet tygodni. To się jeszcze okaże.* pomyślał Wojownik.


Umiejętności:

Siła 2 lvl;
Używanie broni prostych;
Używanie broni żołnierskich;
Specjalizacja w walce mieczem dwuostrzowym 1 lvl;
Specjalizacja w kuszach 1 lvl;

Atuty:

Potężne ciosy;


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jadegarad dnia Czw 20:31, 19 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Gadget




Dołączył: 26 Paź 2009
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 10:03, 26 Paź 2009    Temat postu:

UWAGA! Postać, jest robiona na ten moment. Najprawdopodobniej zostanie w niedalekiej przyszłości edytowana i nie będzie ona grała przez jakiś czas. Robię tą postać dlatego, że wolę już mieć coś zapoczątkowane, a na uczelni mam trochę roboty co koliduje z graniem.
Panów Adminów oraz MG przepraszam i proszę o zrozumienie Smile


Imię: Diego Vasquez
Rasa: Człowiek
Klasa: Wojownik (Strażnik Bram)
Wiek: 28
Wyznanie: Helm (dziękuję za listę jakoś mi umknęła)
Pochodzenie: Everlund
Ekwipunek:
- Halabarda (klasa włóczni, chyba że jakaś inna)
- Kolczuga, ubranie strażnika
- Kółko na klucze, róg (taki, w który się dmucha Razz),
- sakiewka z 10 sz

Historia postaci:

Diego, już od małego wiedział co będzie będzie robił w przyszłości. Strażnik Bram w Everlund - tak to było jego marzenie. Zauroczony pracą swojego ojca, przychodził najczęściej jak mógł na jego posterunek. To tutaj wpajano mu jak ważna jest praca takiego strażnika. To dzięki niemu oraz strażnikom miejskim w mieście jest bezpiecznie. Ojciec oraz jego koledzy po fachu uczyli od małego, jak postępować oraz jak zachowywać się powinien strażnik. Powinien wyczuwać przekręty na odległość, każdego przemytnika wyłapie z kilometra, a siły używa tylko i wyłącznie w ostateczności.

Po dwudziestu latach, kiedy to już Diego po wielkiej stracie ojca w wyniku postępującej choroby, dostaje się okres próbny. Jeżeli nie nawali, otrzyma tę posadę. Większość mówi, że i tak ją dostanie ze względu na na ojca, jednak on sam próbuje zaprzeczyć tym pogłoskom i sam zamierza dowieść swojej przydatności.

Podczas, okresu próbnego nie miał zbyt wielu problemów. Kilku złapanych przemytników to była rzecz normalna. Wewnętrzny spokój nie raz pomagał mu w tłumieniu zamieszek, a w stosunku do obywateli zawsze był uprzejmy. Jedynie co pozostało mu głęboko w pamięci to uraz wszelkiej maści czarodziei, którzy myślą, że są wielcy i swoją magią mogą powstrzymać każdego, a jak dojdzie do bezpośredniego kontaktu to szukali pomocy a to u Strażników miejskich lub Bram kiedy to już na dobre chcieli opuścić miasto. Niby nic wielkiego, ale jednak w stosunku do magów chyba zawsze będzie przezorny.

Dziś jest jego ostatni dzień próbny. Idzie więc spokojnym krokiem do koszar by dowiedzieć się czy w końcu udało mu się zdobyć swój cel.

Za wszelkie błędy przepraszam jeżeli jakieś są.
Jeżeli historia nie będzie zbytnio pasować - nie ma sprawy będę próbował napisać inną.

Przepraszam za usunięcie linku, ale z jednym postem, mechanizm forum zabrania mi publikacji/edycji kiedy mam w nim jakiś link.

Nie ma problemu Smile. Umieściłem go dla ułatwienia.
Historia jest w porządku. Jeśli chodzi zaś o pracę w koszarach, to najlepiej będzie, jeśli właśnie od tego miejsca zaczniesz Wink

Umiejętności:

Charyzma 1 lvl;
Bystrość 1 lvl;
Używanie broni prostych;
Używanie broni żołnierskich;
Specjalizacja w walce włócznią 2 lvl;

Atuty:

Urodzony dyplomata;
Fechmistrz;


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gadget dnia Wto 15:00, 27 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Shivanda




Dołączył: 04 Lis 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:59, 05 Lis 2009    Temat postu: Evannah

Imię: Evannah
Rasa: elf księżycowy
Klasa: mag - mistrzyni wywołania
Wiek:124 lata
Wyznanie: Sehanine Księżycowy Łuk
Pochodzenie: Waterdeep
Ekwipunek:
-elficki kostur pokryty magicznymi runami
-bardzo skąpa, lekka, czarna szata z dodatkiem zwiewnych, jasnych szali z batystu oraz z batystową przepaską na biodrach
-magiczna biżuteria na całym ciele (amulety i łańcuszki ze srebra)
-pas z ingrediencjami do czarów
-drobny, ostry, srebrny sztylet ze znakiem Sehanine'a Księżycowego Łuku
-sakiewka z 10 SZ

Historia:

[link widoczny dla zalogowanych]

Nie! Nie! Nie! - krzyknęła mistrzyni przywoływania.- Jeszcze raz! Masz przyzwać całą postać, a nie tylko jej część!!!
Evannah patrzyła cała rozedrgana na zakrwawioną nogę sarny leżącą na podłodze. Muszę się bardziej skupić - pomyślała. Czy tylko przywoływanie mi tak źle wychodzi? A może jestem taka durna, że zawalę resztę egzaminów.
Co tak się patrzysz?! Zachowujesz się jakbyś robiła to pierwszy raz! - Krzyknęła czarodziejka.- Skup sie. No dalej!
Łatwo Ci tak mówić stara jędzo- pomyślała Evannah. No dobra jak jeszcze raz to jeszcze raz. Wyciągnęła ręce przed siebie. Poczuła energię skupiającą się na jej dłoniach. Czuje coraz większy napływ mocy. Chłód... chłód ogarnia ciało... lód kłuje jej serce... mrozi umysł... upada na marmurową posadzkę. Ciemność.


-To pierwszy taki przypadek - powiedział dyrektor.- Powinnaś jakoś temu zaradzić - skierował się do mistrzyni przywoływania.
-Skąd miałam wiedzieć, że rozerwie niechcący materie? To się stało tak szybko. Przeliczyłam jej siły.- odpowiedziała czarodziejka.
-A jednak udało jej się jakimś cudem to zrobić! Ale mi się wydaje, że to nie było zamierzone.
-Na pewno. Nawet nie znała inkantacji.
-Mam nadzieję, że nie została tknięta przez Sferę.
-Też tak myślę.
-Jak się poczuje lepiej to z nią musimy porozmawiać.
-O co chodzi?
-Zastanawiam się, jak się potoczy kariera naszej adeptki.
-Co masz na myśli?! - oburzyła się mistrzyni.
-Myślę, że dla osoby dotkniętej przez Sferę nie ma miejsca wśród nas.
-Ale jeszcze nie wiemy czy jest dotknięta... To się dopiero okaże... Nie nasza wola o tym myśleć.
-Ale nawet jakby była tknięta, to nie widzę jej na ponownym egzaminie końcowym.
Mimo, że szeptali, Evannah wszystko słyszała. Nie spała. Płakała. Czuła wzbierającą w sobie nienawiść i bezsilność. Oni nie będą kierować moim losem!- pomyślała.- Przystąpię do egzaminów nawet jakby miała umrzeć z wycieńczenia.


Nadszedł sądny dzień. Ponowne egzaminy końcowe. Za pierwszym razem mi się nie udało...- pomyślała Eva.- Ale teraz czuję się wspaniale. Jestem pewna, że zdam... Ale... co się stało na poprzednim egzaminie... Ten chłód, okropny mróz przeszywający duszę...
Dzień dobry-rzekła młoda adeptka do komisji. Wszyscy czarodzieje i czarodziejki pokiwali głowami. Byli trochę przejęci.
-Stwórz iluzję pierwszej dyrektorki szkoły- powiedział mistrz iluzji.
Chwila skupienia... rozlew nagłego ciepła w całym ciele... słodki posmak w ustach i... Zrobione! Iluzja starej elfki stała na środku okrągłej sali.
-Dobrze... bardzo dobrze!- odkrzyknął z entuzjazmem czarodziej.
-Przywołaj czystą energię z błyskawicy- rzekł mistrz wywołania.
O matko! Jak to było... hmmm...-pomyślała Evannah. Nakreśliła w powietrzu krąg i wykonała następstwo dziwnych gestów. Poczuła nagle mrowienie w koniuszkach palców i zapach ozonu... trzask i skoncentrowany w kulę piorun uniósł się w powietrze.
-Pozytywnie, pozytywnie.- pokiwał z szacunkiem czarodziej.
-Zmień się w czarną pumę- powiedział mistrz przemian.
Skupienie... uczucie jakby ciało się rozrywało... Nie cierpię tego!- krzyknęła w myśli Eva. Smak krwi w ustach... Na środku sali egzaminacyjnej siedział czarny, jak węgiel, wielki, dziki kot.
-Zadowalająco, Evannah- ucieszył się mag.
-A teraz... przywołaj pegaza- poprosiła mistrzyni przywołania.
O nie!!! No dobra, skup się. Skup!!!- powtarzała w myśli Eva. Wyciągnęła przed siebie obie ręce. Wypowiedziała cichutko i melodyjnie inkantację. Usłyszała nikłą pieśń... jakby lamentu. Oho!- zadowoliła się adeptka. Udało się!!! I w tym momencie dźwięk melodii znikł. Wszystko pociemniało... obraz, który widziała był jakby w inwersji... Komisja wstała, krzycząc by skończyła. To co widziała było straszne. Tętniąca szczelina jakby powietrze pękło w pewnym miejscu... Otwór widziała jasny, lecz w rzeczywistości był tak ciemny, niczym bezkresna nicość. Wtem poczuła, że wszystko zaczyna drżeć... nie mogła przestać... nie potrafiła oderwać wzroku od mrocznego portalu... I nagle... nie wytrzymała... Wypuściła ogromny pokład energii z siebie. Fala uderzeniowa niczym bańka rozszerzała się z ogromną szybkością niszcząc wszystko dookoła. Wyspa, na której znajdowała się szkoła magii zapadła się pod wodę. Wszystko zostało unicestwione. Ciemność! Dryfowanie między powierzchnią rzeczywistości a głębinami snu... koszmaru... Tylko ja ocalałam- ostatni błysk myśli...


Kłujące w oczy światło... szum fal... słony posmak w ustach... miękki ciepły piasek... spokój... Evannah podnosi się. Jest na plaży. Jej szata już nie jest biała jak kiedyś... nie ma jasnych włosów... głos nie jest balsamiczny jak dawniej... nic nie pamiętała, lecz wiedziała, że się zmieniła. Nie tylko jej wygląd się różnił, lecz wnętrze... stała się arogancka, zimna dla świata... jej głos jak lód gasi gorące serca i myśli napalonych mężczyzn, którzy chciwie patrzą na jej skąpo ubrane ciało.

[link widoczny dla zalogowanych]

Lecz w głębi serca czuje potrzebę bliskiej osoby... na co jej tylu adoratorów, jak nie może znaleźć tego jedynego?

Intelekt 2 lvl
Używanie broni prostych;
Specjalizacja w walce kosturem 1 lvl;
Rzucanie zaklęć wtajemniczeń;
1. poziom magii wtajemniczeń;
Znane czary:
0-poziomowe zaklęcia maga (sztuczki)
Otumanienie: Humanoidalna istota traci następną akcję. (łatwo odeprzeć)
Odczytanie magii: Pozwala odczytywać zwoje i księgi zaklęć.
Wiadomość: Rozmowa szeptem na odległość.
Dłoń maga: Telekineza na 2,5 kg.
Naprawa: Dokonuje drobnych napraw przedmiotu.
Wykrycie trucizny: Wykrywa truciznę w jednej istocie lub przedmiocie.
Wykrycie magii: Wykrywa czary i magiczne przedmioty w zasięgu 18 m.
Mistyczny znak: Umożliwia zapisanie prywatnej runy (widocznej lub nie).
Raca: Istota pada ofiarą krótkotrwałego oślepienia
Światło: Przedmiot rozświetla się niczym pochodnia.
Wybuch kwasu: Kula zadająca drobne obrażenia od kwasu.
Promień mrozu: Promień zadający drobne obrażenia od zimna.
1-poziomowe zaklęcia maga
Przyzwanie istoty I: Sprowadza istotę, by za ciebie walczyła.
Milczący obraz: Tworzy wymyśloną przez ciebie pomniejszą iluzję.
Magiczny pocisk;


Atuty:
Kontrczarowanie;
Rozum ponad siłę;
Chowaniec (kot);
[img][/img][img][/img]


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Shivanda dnia Nie 16:42, 08 Lis 2009, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Deithven




Dołączył: 18 Paź 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: inąd

PostWysłany: Sob 21:35, 07 Lis 2009    Temat postu:

Imię: Deithven
Rasa: Półelf
Klasa: Kapłan
Wiek: 32 lat
Wyznanie: (Lathander ->)Shar
Pochodzenie: ?
Ekwipunek:
-krucyfiks
-tajemniczy pierścień

Pogoda była okropna. Deszcz zacinał, a wiatr zupełnie jakby chciał zdmuchnąć zakapturzonego wędrowca z klifu w odmęty kotłującej się w dole wody. *Skurwysyny, chamy, bodaj zgniją!* Powtarzał sobie co chwilę.
***
-Deithvenie, Deithvenie…! Dobroczynny Lathander przemówił!
*Taa, jasne. Pewnie znowu jakiś pijany nowicjusz podrzucił kartkę do sanktuarium* pomyślał ze zniechęceniem półelf. *No cóż…*
-Naprawdę, mistrzu? Dlaczego zwracasz się z tym do mnie? Przecież sam mówiłeś, że pogłoski o tym, że jestem „wybrańcem” nie mogą być prawdą. *Odparł ironicznie*
-Wybacz mi! Najwyraźniej się myliłem! Posłuchaj lepiej tego, co Ci powiem…
***

Deithven dostał misję. Według jego Mistrza, zleconą od samego Lathandera (oczywiście, prawda była jednak inna – nikt w klasztorze za nim nie przepadał, nikt nie znał jego pochodzenia, był zagadką. W dodatku. wszystkie nauki typu egzorcyzmy akurat jemu wychodziły najlepiej, podczas gdy reszta „świętoszków” nie miała bladego pojęcia, z czym to się je. Dlatego kilku najzuchwalszych, najzwyczajniej w świecie, postanowił się go pozbyć… na zawsze). Polegała ona na oczyszczeniu ze zła opuszczonej świątyni Shar, będącej nieopodal rzeki Rauvin, w górach Nether.
***

Po całym dniu wędrówki, wyczerpując swe moce magiczne niemal do końca by utrzymać siły witalne i załagodzić zmęczenie, dotarł do celu *Cholera, nie wziąłem ze sobą wody święconej* Zorientował się w porę kapłan.* No cóż… Będziemy improwizować… * Po czym wyjął krucyfiks i, pomodliwszy się chwilę, wkroczył na dziedziniec klasztoru.
Od razu uderzyły go ogromne pokłady energii, która zdecydowanie nie była taka, jak „w domu” – była zła, mroczna, zimna.
Przygotowanie się do rytuału zajęło kapłanowi chwilę. Jednak czuł, że coś go obserwuje... Wyszeptał więc inkantacje, by na wszelki wypadek zabezpieczyć się przed złem niematerialnym, a także rozświetlił najbliższą okolicę. *No cóż, sprawdźmy, czy lata spędzone w tamtej dziurze coś dały* mruknął.
Po wypowiedział pierwsze wersy rytuału, poczuł, jak cała moc magiczna uchodzi z niego jak z przebitej dętki. Dookoła zapanowała ciemność. Dzięki temu, ze krążyła w nim krew elfów, zobaczył coś przerażającego.
Przed nim, w kręgu złożonym z zakazanych run, stała postać. Rozpoznał te runy – stał przed nim najwyższy kapłan Shar. W głowie Deithvena zaczął dudnić głos:
- Żałosny robaku, co sobie wyobrażasz, rozstawiając te świecidełka w domu mej Pani?!?
Wyznawca Lathandera wiedział, że jest w beznadziejnej sytuacji. Próbował się ratować – desperacko rzucił na siebie zaklęcie sanktuarium. Czarnoksiężnik zaśmiał się demonicznie i spojrzał Przybyszowi w oczy:
-Jesteś wybrańcem… to Shar będzie twoją mistrzynią. Zapamiętaj to sobie…
***
…ból, ciemność, przeszywające zimno… *czy ja… umarłem…?*
***
Deithven ocknął się przy dziwnym nagrobku. Błyskawice były zapowiedzią deszczowego dnia. Dookoła nie było innych grobów, tylko ten, pokryty dziwnymi runami… kapłan nie mógł sobie przypomnieć, gdzie je spotkał. Zauważył, że jego szata wygląda inaczej niż poprzednio. Stała się mroczna, jakby… zła? Poczuł, że dłoń ma zaciśniętą na czymś chłodnym. Był to pierścień. Bohater nie miał pojęcia, skąd się wziął. Nie myśląc wiele, wstał, nałożył, kaptur na głowę, wsadził pierścień za pazuchę, po czym skierował się ku pobliskiej drodze. Kierowany jakby boską wolą, na rozstajach wybrał drogę do Everlund. *Tam wszystko się wyjaśni…*



Charyzma 2 lvl;
Bystrość 1 lvl;
Używanie broni prostych;
Rzucanie zaklęć objawień;
1. poziom magii objawień (czary kapłańskie),
Znane czary:
0-poziomowe zaklęcia kapłana (litanie)
Leczenie drobnych ran: Leczy drobne rany.
Naprawa: Dokonuje drobnych napraw przedmiotu.
Odczytanie magii: Pozwala odczytywać zwoje i księgi zaklęć.
Poznanie kierunku: Ustalasz, w jakim kierunku leży północ.
Raca: Istota pada ofiarą krótkotrwałego oślepienia
Światło: Przedmiot rozświetla się niczym pochodnia.
Wykrycie magii: Wykrywa czary i przedmioty magiczne w zasięgu 18 m.
Wykrycie trucizny: Wykrywa truciznę w jednej istocie lub przedmiocie.
Zadawanie drobnych obrażeń: czar dotykowy, zadaje niewielkie magiczne obrażenia.
1-poziomowe zaklęcia kapłana:
Ochrona przed chaosem/dobrem/prawem/złem: bonus do obrony; zapobiega umysłowej kontroli; trzyma z dala żywiołaki i przybyszów.
Zagłada: Jedna ofiara podlega znacznej karze do testów ataków i obrażeń, rzutów obronnych oraz testów umiejętności i atrybutów.
Sanktuarium: Przeciwnicy nie mogą cię atakować, a ty nie możesz atakować ich.
Zadawanie lekkich ran: Atak dotykowy, zadaje lekkie rany.

Atuty:
Pojemny umysł;
Rozległa wiedza;

Dodatkowe:
Błogosławieństwo mrocznych bogów: ulepszone rzucanie czarów zadawania ran. (większe obrażenia, można używać zadawania ran nie tylko na dotyk, ale i na krótki zasięg);
Odpędzanie nieumarłych;


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Deithven dnia Nie 17:58, 08 Lis 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.everlund.fora.pl Strona Główna -> Zgłoszenia Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin